środa, 6 maja 2015

O miłości kobiet



Dokładnie tak właśnie jest. Jeżeli chodzi o miłość i dobór partnera kobiety:

a) są bardziej wybredne aniżeli mężczyźni
b) później angażują się uczuciowo i emocjonalnie
c) kochają słabiej i płycej.

Potwierdzają to nie tylko moje obserwacje ludzi, znajomych i własne doświadczenia, ale także historia literatury (jakoś dziwnym trafem bohaterem np. cierpień młodego Wertera nie jest kobieta, a najznamienitsze wiersze miłosne w historii stworzyli mężczyźni), muzyka (multum miłosnych ballad napisanych przez mężczyzn dla kobiet jest wprost przytłaczający) oraz sama nauka. Np. teoria inwestycji rodzicielskiej. Oczywiście podobno każdy człowiek jest inny i miłość miłości nie równa. Bla, bla, bla. Dlaczego zatem z badań jasno wynika, że 80% rozstań jest inicjowanych przez kobiety? 

Niestety obiektywne fakty wskazują, że na żadnym etapie związku kobieta nie będzie równorzędna mężczyźnie pod względem zaangażowania emocjonalnego, dojrzałości i trwałości uczucia zwanego miłością. Mężczyźni nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Kobiety - nazwiecie mnie męskim szowinistą? Proszę bardzo. Niech nawet i 80 zostanie najbardziej szowinistyczną liczbą na świecie.


<Wpis roboczy>

środa, 4 marca 2015

Systemy stabilne ewolucyjnie a państwo opiekuńcze

Z cyklu przemyślenia na dziś: systemy stabilne ewolucyjnie a państwo opiekuńcze. Richard Dawkins napisał książkę pt. "Samolubny gen" w 1976 roku i sformułował w niej wiele istotnych i cennych, bo tłumaczących świat biologiczny wokół nas teorii, w tym szereg ludzkich zachowań. Istotnych jak się okazuje także w obliczu współczesnych problemów społecznych. Poniżej cytuję dygresję na temat antykoncepcji, zgubnej roli państwa opiekuńczego (którego tak boleśnie zaczyna doświadczać przecież współczesna zachodnia Europa) oraz roli polityków w tym wszystkim. Oto co biolog, naukowiec, ma do powiedzenia na temat polityki rodzinnej w kontekście ewolucji:
Osobniki, które mają zbyt wiele dzieci, są eliminowane nie dlatego, że wygasa cała populacja, a jedynie dlatego, że niewiele spośród ich potomstwa przeżywa. Geny na posiadanie zbyt wielu dzieci będą niezbyt licznie przekazywane następnemu pokoleniu, ponieważ niewiele dzieci niosących te geny osiągnie dojrzałość. Problem, na który natknął się współczesny cywilizowany człowiek, polega na tym, że liczebność rodziny nie jest już limitowana ograniczonymi zasobami, jakimi dysponują rodzice. Jeśli mąż i żona spłodzą więcej dzieci, niż mogą wykarmić, wtedy do działania przystępuje państwo, to znaczy reszta populacji, by utrzymać przy życiu i w zdrowiu „nadwyżkowe” dzieci. W praktyce nic nie jest w stanie powstrzymać pary nie mającej żadnych zasobów materialnych przed rodzeniem i wychowywaniem tylu dzieci, ile kobieta fizycznie może wydać na świat. Ale państwo opiekuńcze jest czymś bardzo nienaturalnym. W naturze rodzice, którzy mają więcej dzieci, niż są w stanie utrzymać, mają niewielu wnuków i geny ich nie są przekazywane przyszłym pokoleniom. Nie istnieje potrzeba altruistycznego umiarkowania w dziedzinie przyrostu naturalnego, ponieważ w naturze nie ma państwa opiekuńczego. Każdy gen na nadmierne folgowanie sobie podlega natychmiastowej karze: dzieci mające ten gen umierają z głodu. Ponieważ my, ludzie, nie chcemy powrócić do dawnego egoistycznego sposobu radzenia sobie z tym zjawiskiem, kiedy to dzieciom ze zbyt licznych rodzin pozwalano umierać śmiercią głodową, zaniechaliśmy traktowania rodziny jako samowystarczalnej jednostki ekonomicznej - taką jednostką jest obecnie państwo. Ale prawo do gwarantowanego zasiłku na dzieci nie powinno być nadużywane. Antykoncepcja atakowana jest czasami jako środek „nienaturalny”. Zgoda, jest bardzo nienaturalna. Kłopot w tym, że takie jest i państwo opiekuńcze. Większość nas, jak sądzę, głęboko wierzy, że państwo opiekuńcze jest czymś wysoce pożądanym. Jednak nie można utrzymać nienaturalnego państwa opiekuńczego, o ile nie zapewni się nienaturalnej kontroli urodzeń; w przeciwnym razie skończy się to cierpieniem jeszcze większym od tego, z którym mamy do czynienia w naturze. Państwo opiekuńcze jest chyba największym systemem altruistycznym, jaki kiedykolwiek istniał w królestwie zwierząt. Ale każdy system altruistyczny jest wewnętrznie niestabilny, jako podatny na nadużycia ze strony gotowych do jego wykorzystywania, samolubnych jednostek. Ci, którzy mają więcej dzieci, niż są w stanie wychować, są prawdopodobnie w większości przypadków zbyt nieświadomi swoich czynów, by można ich oskarżać o świadomą postawę aspołeczną. Nie da się tego powiedzieć o wpływowych instytucjach i przywódcach, rozmyślnie ich do tego zachęcających.


I takiego pragmatycznego głosu ugruntowanego naukowym sceptycyzmem i wyrafinowaniem w polityce życzyłbym sobie więcej. Dziś - kilkadziesiąt lat po powstaniu książki jak na dłoni obserwujemy samospełniającą się przepowiednię Dawkinsa o niestabilności systemu altruistycznego - w tym przypadku pod postacią państwa opiekuńczego w państwach europy zachodniej który prędzej czy później siłą rzeczy rozsadzą jak nie muzułmanie to inne grupy społeczne, aż pogrąży się on w samo-degenerującym sprzężeniu zwrotnym pod postacią przewagi liczebnej grup które same nie będą skłonne dłużej już go podtrzymywać (vide: muzułmanie). I nie trzeba być specjalistą z zakresu teorii gier i wybitnym ewolucjonistą, aby dojść do podobnych konkluzji ;)

Richard Dawkins, "Samolubny Gen", s. 92

niedziela, 1 marca 2015

Zdrada


Z cyklu przemyślenia na dziś: zdrada. Od pewnego czasu stoję na stanowisku, iż zdrada czy to małżeńska czy to w niesformalizowanym związku powinna być nie tylko postrzegana jako czyn pejoratywny i piętnowana społecznie, ale powinna być także karana z litery prawa. Pomimo, iż jak niektórzy wiedzą moje poglądy na kwestie obyczajowe są bardzo liberalne to w tej sprawie domagam się wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych, nawet jeżeli brzmi to konserwatywnie. Bo pragnę zauważyć, iż niezależnie od moich liberalnych poglądów uważam, że wolność jednego człowieka powinna kończyć się tam gdzie zaczyna się wolność lub krzywda drugiego. Tymczasem zdrada to najczęściej wyrządzanie krzywdy drugiemu człowiekowi i to w wyjątkowo świński sposób. Skoro przykładowo kradzież może być surowo karana dlaczego nie karać podobnie zdrady (np. na wniosek ofiary - mam tu na myśli uczciwy proces, zgromadzenie materiału dowodowego, zeznania świadków, ocenę przez psychologów stanu psychicznego ofiary i wyrządzonych szkód)? Zauważmy, że w przypadku, gdy ktoś ukradnie człowiekowi np. telefon ofiara doświadczy co najwyżej małego chaosu i afonii komunikacyjnej oraz poniesie pewien wydatek pieniężny związany z zakupem nowego urządzenia. Kilka tygodni i zapomni o sprawie. Zdrada natomiast to w moim odczuciu występek zupełnie innego kalibru. Może doprowadzić ofiarę na skraj załamania nerwowego, do depresji, osoba taka może być długotrwale niezdolna do pracy, życia i normalnego funkcjonowania z uwagi na spustoszenie psychiczne jakie taki czyn może wywołać. Zdrada zwykle wywołuje w ofierze i w życiu ofiary skutki dalece bardziej dotkliwe i pejoratywne aniżeli kradzież. Pytam zatem ponownie dlaczego zdrada nie jest jeszcze karana z litery prawa w naszym państwie? W Korei Południowej (nie mylić z Koreą Północną Kim Dzong Una) do wczoraj jeszcze była. Zniesiono przepis bo "rząd nie ma prawa ingerować w życie seksualne obywateli". W takim razie może gwałcicieli też niech powypuszczają z więzień. Nic tylko pogratulować światłej argumentacji.



Za udowodnioną w niezawisłym procesie sądowym zdradę powinna grozić kara finansowa, pozbawienia wolności a przede wszystkim sądy powinny nakładać na skazanych obowiązek zadośćuczynienia ofierze oraz czasowy lub dożywotni zakaz zawierania sformalizowanych związków takich jak ślub na zasadach prawodawstwa w Polsce. Bierzmy przykład z jeszcze niedawnej Korei Południowej. Dziękuję, dobranoc.


Zdrada małżenska nie jest już karalna w Korei:
http://www.biztok.pl/biznes/Zdrada-malzenska-nie-jest-juz-karalna-w-Korei-Akcje-producenta-prezerwatyw-w-gore_a20410

czwartek, 19 lutego 2015

Czy NASA ukrywa Planetę X?

Jakiś czas temu znalazłem na youtubie następujący filmik:



Jako, iż studiowałem astronomię i interesuję się szeroko pojętą tematyką badań nad kosmosem postanowiłem zwrócić uwagę na ogrom nieścisłości zawartych w niniejszym filmie okraszonych do tego spiskową narracją która może wywoływać raczej tylko uśmiech na twarzy poważnego człowieka i która ma na celu najwyraźniej zrobienie z widzów jeszcze większych idiotów niż są. Ale od początku ;)

1) Znacznie dokładniejsze obrazy wskazywały, że obiekt który odkrył satelita IRAS w 1983 r. wcale nie był odległą planetą układu słonecznego, a gęstą chmurą gazu w naszej galaktyce lub bardzo odległą galaktyką. Ostatecznie dziś wiemy, że odkryto wówczas nowy typ obiektów (galaktyk) zwanych Ultra Luminous Infrared Galaxies (ULIRG's).

2) Przed odkryciem Neptuna w 1847 naukowcy owszem wierzyli, że za orbitą Urana muszą znajdować się jeszcze dwie duże planety. No i odkryto Neptuna, tak jak zostało wspomniane. A następnie Plutona (1930) - jedną z planet X (postulowaną przez Venkatesh P. Ketakara), który zresztą później został zdegradowany pod względem semantycznym do miana planety karłowatej. Wciąż brakuje jednak jeszcze tej drugiej planety X zaproponowanej przez Venkatesha... Tyle, że to nie koniec odkryć (co zignorował autor filmu), gdyż następnie za plutonem odkryto cały pas planetoid i małych obiektów (Pas Kuipera), w tym kolejne dwie planety karłowate: Haumea i Makemake.

3) Regularne wymieranie na Ziemi rzeczywiście ma miejsce ("Cycles in fossil diversity" - Robert A. Rohde i Richard A. Muller), jednak tłumaczy się to oscylowaniem naszego układu słonecznego w płaszczyźnie galaktyki podczas ruchu obiegowego wokół centrum drogi mlecznej ("The Sun's motion perpendicular to the galactic plane" - John N. Bahcall i Safi Bahcal). A sam cykl wspomnianego wymierania szacuje się na około 62 mln lat, a nie 26 mln (wygląda zatem na to, że autor przekręcił cyfry).

4) Jeśli chodzi o hipotezę Johna Andersona wspartą pomysłami niejakiego Zecharia Sitchin to jest ona mocno dyskusyjna. Skoro obieg planety miałby trwać ~3500 lat, a obserwowali ją Sumerowie żyjący 4000 lat p.n.e. to przy tak wydłużonej orbicie powinna być ona przez długi czas widziana bardzo dobrze co najmniej raz w późniejszej historii ludzkości - czego nie odnotowano. Co więcej nieprawdopodobne jest by obiekt który przez tyle miliardów lat regularnie przecinał wszystkie orbity nie trafił w końcu w którąś planetę.

5) Rewelacji Nancy Lieder nawet nie skomentuję, bo szkoda klawiatury.

Reasumując te bzdury za cholerę nie trzymają się kupy.

Sześć stopni oddalenia a facebook



Z cyklu przemyślenia na dziś: ciekawe... Postanowiłem poklikać losowo w znajomych znajomych znajomych, co najwyżej do sześciu stopni oddalenia. Tym samym znajomym mojego znajomego znajomego... znajomego okazał się być między innymi:
  1. Prezenter telewizyjny w Ukraińskiej telewizji,
  2. Oficer sekcji operacyjnej ministerstwa obrony narodowej,
  3. Prezenter radiowy radia RAM,
  4. Korespondent wojenny na Ukrainie dla Los Angeles Times,
  5. Niedawny prezydent Bytomia,
  6. Poseł europarlamentu,
  7. Pracownik NASA,
  8. Były doradca w Białym Domu, specjalista ds. polityki publicznej.
Generalnie można wśród tych ludzi znaleźć zarówno profesorów z Harvardu czy Massachusetts (trafił się prof. matematyki, portugalskiego) jak i zwykłych absolwentów polskich liceów ogólnokształcących, kelnerki, fryzjerki, studentów, mieszkańców polskich miast i miasteczek rozsianych dosłownie po całym kraju. Na oko ponad 80% tych sieci znajomości stanowią właśnie Polacy, ale wydaje się, że można w ten sposób zlokalizować osobę z dowolnej ufacebookowionej części świata. Wnioski? Cała masa. Zaczynając od tego w jak zglobalizowanym społeczeństwie dzisiaj żyjemy na możliwościach jakie nam to stwarza kończąc. 

Jakby tego było mało istnieje pewna interesująca hipoteza która dotyczy właśnie omawianego fenomenu (pewnie niektórzy z Was słyszeli) która stwierdza, iż średnia ilość pośredników między dwiema osobami w całej populacji ludzi na Ziemi nie przekracza właśnie wspomnianej liczby sześciu stopni oddalenia. Oznacza to, że w takim razie wśród plus/minus kolejnych 6 znajomych moich znajomych mógłbym znaleźć dowolną osobę na Ziemi zakładając, że wiedziałbym jaką unikalną sieć połączeń wybrać. I faktycznie jeżeli wymyślę sobie przykładowo, że ma to być prezydent Obama to teraz mam przekonanie graniczące z pewnością, że takie połączenie w moim przypadku istnieje i pewnie byłby je w stanie zorganizować właśnie niejaki Jose Cerda - doradca w Białym Domu (choć trafiłem na niego oczywiście przypadkiem). Niestety wydaje się, że losowe trafienie odpowiedniej ścieżki z uwagi na ich wielość jest jeszcze trudniejsze aniżeli wygrana w lotka - bo aż 6 razy pod rząd spośród około średnio tych 100 znajomych musimy wybrać tego odpowiedniego by na końcu spotkać właściwego człowieka, choć z drugiej strony nie wiemy czy nie istnieje wiele różnych połączeń z tym samym człowiekiem którego sobie obierzemy za cel. Wydaje się, że osoby publiczne powinny mieć wręcz więcej takich ścieżek i być swoistymi punktami węzłowymi w społecznościach (łatwiej do nich dotrzeć, ale trudniej się zaznajomić).

Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny, tym razem czysto matematyczny fakt. Zauważmy, że nawet w przypadku gdy statystycznie ludzie mieliby po 100 znajomych na fb (a zwykle mają więcej) to przy zaledwie 6 stopniach oddalenia sieć znajomych tylko jednej osoby wynosi 100+100^2+100^3+...+100^6 tj. lekko ponad 10^12, czyli blisko tysiąckrotnie pokrywa liczbę populacji ziemskiej. Oznacza to, iż zgodnie z zasadą szufladkową Dirichleta znajomi w tych sieciach znajomości muszą się powtarzać i mieszać, co być może choć po części tłumaczy dlaczego te całe sześć stopni oddalenia tak dobrze drenuje nasze sieci znajomości, czyniąc je totalnie globalnymi. Zdecydowanie polecam poszperać po facebooku, kto wie kto jest Waszym znajomym lub znajomym znajomych ;)


Co ciekawe wśród znajomych mojego znajomego znalazłem mojego ulubionego youtubera Michaela Stevensa! Poniżej możecie obejrzeć filmik samego Michaela - Vsauce w którym mówi między innymi o teorii 6 stopni oddalenia (2:38). Podaje on także teoretyczne wyliczenie zgodnie z którym ludzi średnio dzieli dokładnie 6,6 stopni oddalenia, co ciekawe na samym facebooku wielkość ta spada do średnio zaledwie 4,74 znajomego.